Maszyny to bluźnierstwo, czyli czym są Yuuzhan Vongowie i czy są warci hejtu?
- DarthCaedus95
- 19 lip 2018
- 4 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 20 lip 2018

Zacznę od krótkiego wyjaśnienia, dlaczego w ogóle piszę ten artykuł. Otóż pomysł, że galaktykę najeżdża obca, barbarzyńska rasa, nienawidząca technologii, za to lubująca się w fanatyzmie i bioinżynierii jest uznawany za odtwórczy z innych serii (np Tyranidzi w wh40k) i przez to szeroko w fandomie hejtowany. Z moich obserwacji wynika, że 99% YV-hejterów nie miało w ręce ani skrawka książki z serii Nowa Era Jedi. Jest to wyłącznie głupia moda. Hejtujesz EA, Disneya i Yuuzhan Vongów- jesteś fajny. Powtarzając za rzeszą filozofów; "nie ważne jest, co robisz, ważne jest, jak to robisz". I ta sentencja, chociaż zapewne będąca tylko nawiązaniem, mogłaby równie dobrze zamknąć moją pisaninę. Autorzy wprowadzili coś kontrowersyjnego, ale zrobili to w superfajny sposób. Koniec.
Drugim powodem jest to, że dopiero co skończyłem serię Nowa Era Jedi. Poszczególne tomy różnią się poziomem, od absolutnie epickich (Wektor Pierwszy, Ostatnie Proroctwo, Jednocząca Moc) poprzez średnie poziomem niektóre dylogie do absolutnie dennego Punktu Równowagi, skupiającego się na jakichś uchodźcach na kiju. Pozycja była absolutnie obdarta z akcji. Właściwie jedyna w serii, której nie polecam, bo na fabułę całości ma znikomy wpływ. Z drugiej strony jej plusem jest ukazanie wojny od strony zwykłych cywili aczkolwiek nie podeszła mi taka konwencja. Gwiezdne Wojny to dla mnie przede wszystkim naparzanka w kosmosie i akcja.
Najpierw może krótkie streszczenie. Galaktykę najeżdża obca rasa istot spoza galaktyki. Yuuzhan Vongowie są humanoidami. Mają uraz do technologii, gdyż w zamierzchłych czasach zostali wyniszczeni w wojnie, w której nie brali udziału, pomiędzy dwoma gatunkami droidów Silentium i Abominor. O ile ta druga "rasa rozumna" jest tylko wspomniana, warto dodać, że Silentium także przylecieli do znanej Galaktyki. Ich egzemplarzem jest Vuffi Raa, towarzysz przygód Lando Calrissiana.
Wskutek tego konfliktu Yuuzhanie znienawidzili wszystkie maszyny, w szczególności droidy. Ich "technologia" opiera się na żywych formach. Statki hodują z korala i kamienia (na przykład z asteroid). Zamiast drzwi używają błon biologicznych. Ich bronią są amphistaffy, węże, które mogą się usztywniać i służyć jako pałka, lub zwijać i kąsać, a także pluć jadem.
Jako komunikatorów używają villipów. Są to owoce rośliny o tej samej nazwie. Ich cechą charakterystyczną jest to, że w stanie spoczynku wyglądają jak piłka, a po "włączeniu", które polega na łaskotaniu w określonym miejscu, przenicowują się na drugą stronę, pokazując twarz rozmówcy. Villipy są połączone w pary. Oficer łącznikowy Vongów to "opiekun chóru villipów" , każdy połączony jest na przykład z dowódcą jednej z jednostki floty.
Nawet ubrania są pochodzenia organicznego (są żywe, lub "już nieżywe"). Tradycyjny posiłek stanowi wydzielina larwowatego stworzenia, które się wyciska do miski będącej zapewne skorupą jakiegoś innego zwierza. Smakuje nieciekawie, ale to kolejne wyrzeczenie dla bogów.
Ich wojowników wspierają Yammoski, kałamarnicopodobne inteligentne stworzenia o zdolności telepatii. Jako silniki i jednocześnie tarcze używane są dovin basale; mackowate istoty, które mają zdolność "odpychania się" za pomocą telekinezy (łącznie z wchodzeniem w ndprzestrzeń), a także tworzenia mikroskopijnych anomalii grawitacyjnych, które wsysają niczym czarna dziura wrogie pociski. Broń w kosmosie stanowią (oprócz gigantycznych węgorzy i ewentualnie kamikadze) wulkanowate formy wystające ze statków, strzelające rozgrzaną plazmą.
Yuuzhan Vongowie są fanatykami religijnymi. Żeby się zbytnio nie rozwodzić wspomnę tylko, że yuuzhańscy bogowie są równie dzicy jak ich wyznawcy i wymagają od nich żywych ofiar. Społeczeństwo składa się z kast, do których należą wojownicy, kapłani, intendencji (urzędnicy i agenci), robotnicy i mistrzowie przemian, których zadaniem jest tworzenie i kształtowanie nowych form życia, a także doglądanie "vongizacji" przejętych planet. Istnieje również kasta Zhańbionych. Są to ci yuuzhanie, których ciała odrzucają symbiotyczne przeszczepy (jak na przykład szpony, ośmiopalczaste dłonie mistrza przemian, egzoszkielet itd), w związku z czym żyją na dole piramidy społeczeństwa i są traktowani przez inne kasty na równi z niewolnikami. Wątek nie został niestety należycie rozwinięty, ale był przykład jednego byłego wojownika, którego "hańba" okazała się zemstą pewnej zawziętej mistrzyni przemian, a także wysokiego oficera, którym kapłani chcieli manipulować poprzez wszczepienie wadliwego szpona Radanka (kolejne zwierzę) zamiast dłoni.
Yuuzhanie święcie wierzyli, że galaktyka, do której przylecieli jest ich darem od bogów, pod warunkiem, ze oczyszczą ją z niewiernych. Warto wspomnieć, że nie istnieli w Mocy. Potem okazuje się, że jest to ich kara za wejście na wojenną ścieżkę, gdyż to oni sami zniszczyli swoją galaktykę wskutek tysiącletniej wojny i musieli z niej uciekać w poszukiwaniu miejsca zdatnego do życia.
Serii zarzuca się, że śmierć Anakina Solo była niepotrzebna i sztuczna. Mimo, że bardzo polubiłem tą postać, uważam zarzut za błędny, gdyż pokazanie, że główni bohaterowie nie są nietykalni jest moim zdaniem w sadze absolutnie konieczne. Zresztą tak samo jak śmierć Hana w The Force Awakens, ale to już inny kanon. Jako ciekawostkę dodam, że początkowo miał zginąć Jacen, a Anakin przejść na Ciemną Stronę, ale interweniował George Lucas, stwierdzając, że drugi Lord Sithów o tym imieniu w przeciągu kilkudziesięciu lat czasu akcji, to przesada.
Kolejnym zarzutem jest, że rzekomo seria nie pasuje do reszty sagi i to jest tak bardzo na siłę z tyłka wzięty argument, że ten, kto go wymyślił zasługuje na karnego kutasa. Wytatułowanego na czole. Mimo całej odmienności od reszty sagi, nadal czuć, że to są TE gwiezdne wojny. Jest trochę "pew pew", trochę polityki, trochę intryg. Jeszcze więcej "pew pew" ale w kosmosie. Ale przede wszystkim jest typowo gwiezdnowojenny klimat.
Po obalaniu mitów czas na przedstawienie głównych zalet. Odmienność. Coś absolutnie nowego w uniwersum. Autorzy nie boją się zabijać ważnych dla fabuły postaci. Śmierć Chewbaccy to majstersztyk i wyciskać łez. Śmierć Admirała Giala Ackbara [uczcijmy minutą ciszy za zbezczeszczenie jej w TLJ] ze starości to świetny zabieg. Wreszcie ktoś stwierdził, że w Gwiezdnych Wojnach istnieje coś takiego jak starzenie się! Wow! Wszyscy na to czekali. Uśmiercania "tych dobrych" bohaterów tak bardzo brakuje w późniejszych tomach (serie Dziedzictwo Mocy i Przeznaczenie Jedi), że aż wkurza. "Święta Trójca" czyli Han, Luke i Leia ciągle wychodzący z opresji jak na god modzie. Nawet jak na standardy space opery, absolutnie tego za dużo. Nowa Era Jedi jest doskonałą alternatywą dla kolejnej powieści (lub serii) typu "neonaziole w wersji neoimperialców pojawiają się na planecie-zadupiu X i robią problem Y".
Kreacja postaci. Zarówno już znanych (Han, Leia, dzieci Solo), jak i nowych. Nom Anor, chorągiewkowaty do szpiku koścu yuuzański agent i Nen Yim, mistrzyni przemian zasługują na pomniki. Albo co najmniej ulice, tak jak ulica Kenobiego w Grabowcu. Absolutne mistrzostwo. Tajemnicza Vergere, której w sumie nie wiadomo do końca o co chodzi. Gilad Pellaeon wreszcie nie jest tylko botem na mostku, ale ma jakieś tło. Jagged Fel i jego romans z Jainą. Stawiam milion kredytów i niszczyciel klasy Impellor, że lepszy niż w Lost Stars. Chissowie! Wreszcie ich wątek rozwinięty, chociaż i tak stanowczo za mało. Wątek Tahiri Veili! Wątek broni masowej zagłady!
Podsumowując, po trylogii "niebieskiej mordy" i X-wingach uznaję Nową Erę Jedi za moim zdaniem trzecią najlepszą serię w starym kanonie (legendach).
przyznaję się do błędu, byłem pewien, że te powieści są młodsze :)
Tak tylko przypomnę: pierwsza powieść z cyklu- rok 1999, pierwszy mass effect- rok 2007 także chyba zrzynka szła w drugą stronę")
Trochę dramat, że wszystko zerżnięte z Mass Effect ;) ale i tak super, że powstało, bo nigdy nie jest mówione, że różne światy nie mogą mieć podobnych wydarzeń. Artykuł ciekawy!